Zdjęcie jest bardzo niewyraźne ponieważ robione w samochodzie. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie pochwalić się koleżance co nakupowałam jeszcze zanim dotrę do domu... :) Jak się później okazało, nie zrobiłam jej już żadnego więcej zdjęcia przed umyciem...
W pierwszej kolejności oczywiście było pranie, to znaczy mycie, szorowanie i czesanie. Przywróciłam jej też przedziałek, dzięki czemu nabrała zdecydowanie lepszego wyglądu. Kiedy już wyschła przyszedł czas na malowanie...
Tak prezentowała się zanim w ogóle chwyciłam za pędzel. A jak prezentuje się teraz? Zapraszam dalej...
Niestety nie mam jej oryginalnego ubranka ale to nic. Myślę, że wyszła całkiem dobrze. Fryzura wymaga jeszcze dopracowania ale póki co cieszy oczy w takim wydaniu.
Za jakiś czas najprawdopodobniej poszukam dla niej nowego domu ponieważ nie zbieram lalek z tego okresu. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto się nią zaopiekuje a tymczasem pojedzie ze mną jako reprezentacja na warsztaty naprawiania lalek.
Subtelna ingerencja, ale efekt kompletnie zmienia jej odbiór! :)
OdpowiedzUsuńWow. Wygląda świetnie
OdpowiedzUsuńpieknie wygląda! jestem zachwycona! Dałaś kobieto czadu!
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny, fajnie wiedzieć, że ktoś to w ogóle ogląda... :)
OdpowiedzUsuńCudnie ja odratowalas <3 <3
OdpowiedzUsuńCześć, pytałaś u mnie o różową sukienkę Joyce :)
OdpowiedzUsuńKiedyś kupiłam ją w chińczyku za całe 3 złote... Myślę, że na alie można znaleźć takie same. Pozdrawiam :)
Panna dostała nowe życie :-)
OdpowiedzUsuń